Jak wygląda praca testerki gier we własnej firmie i czego oczekiwać od największej konferencji gamingowej w San Francisco
W wieku 24 lat Weronika Furtak prowadzi firmę zajmującą się testowaniem gier, odwiedziła Game Developers Conference w San Francisco i niedługo wybiera się na Digital Dragons w Krakowie.W gry komputerowe grała z tatą od małego. Teraz wśród ulubionych wymienia “World of warcraft”, cała seria “Mario”, “Portal”, czy nowe indie gry jak "Stray”.
W rozmowie z DOU Weronika dzieli się tym, jak wygląda praca testerów gier, czym się różni polska branża od japońskiej i czemu warto jechać na Game Developers Conference.
Jakie studia skończyłaś?
Studiowałam na uniwersytecie ekonomicznym w Krakowie. Na pierwszym stopniu był to Modern Business Management i na tym etapie w pracy zajmowałam się zarządzaniem procesem produkcyjnym gier video. Na studia magisterskie zdecydowałam się na Zarządzanie i inżynierię produkcji, zafascynowałam się badaniami na temat półprzewodników i sytuacją geopolityczną Tajwanu. Te badania kontynuuje do dziś.
W którym momencie swojego życia zdecydowałaś się z chłopakami założyć własną firmę?
Myślę, że to był moment, w którym wszystko zaczęło iść źle. W firmie, w której ówcześnie pracowaliśmy, dano do zrozumienia, że jesteśmy „tylko testerami” i na za wiele nie możemy liczyć. W życiu prywatnym też wystąpiły pewne poważne zmiany. I wtedy pomyślałam, że gorzej i tak już nie będzie. Porozmawialiśmy z kolegami z pracy, a aktualnie moimi cofounderami, że spróbujmy. Jesteśmy ambitni, jesteśmy specjalistami w naszej branży, a także mieliśmy parę innowacyjnych pomysłów, których nie mogliśmy realizować na aktualnych warunkach. Wskoczyliśmy na głęboką wodę, polegając jedynie na naszych oszczędnościach, bo nie mieliśmy żadnych inwestorów. I stwierdziliśmy, że spróbujemy, a jak nie wyjdzie to będziemy kombinować. Na szczęście wyszło.
Jak wygląda twój zespół? Jakie są role i obowiązki?
W Bugstrucku mamy trzech cofounderów. Ja pełnię obowiązki CEO, zajmuję się kontaktem z klientami, pitchami i reprezentacją firmy na różnych eventach. Oprócz tego nie mogłam zrezygnować z tego co uwielbiam, czyli przeprowadzanie testów gier. Daniel, nasz CFO oprócz "ogarniania" finansów, jest specjalistą od szukania dziur, psucia gier i wymyślania sposobów jak przyspieszyć testy automatyzacją. Podobnie jak Daniel, Damian nasz CTO równie świetnie doprowadza do łez programistów znalezionymi bugami i rozwija automatyzację testów. Poza nami mamy jeszcze wspaniałych specjalistów, którzy intensywnie szukają bugów i przygotowują produkty do certyfikacji.
Czym obecnie zajmuje się Bugstruck? Jakie były wasze główne projekty?
Już dwa i pół roku Bugstruck zajmuje się profesjonalnym zapewnieniem jakości gier. Inaczej ujmując, firmy wysyłają nam swoje gry, a my próbujemy je popsuć na wszystkie możliwe sposoby, szczególnie takie, o których żaden developer by nigdy nie pomyślał. Używamy do tego również zautomatyzowanych testów, które w tej branży nie są tak powszechne i cieszą się sporym zainteresowaniem, szczególnie za granicą.
Jako outsourcingowa firma często nie możemy się chwalić tytułami, ale mogę powiedzieć, że testowaliśmy wiele gatunków gier, jak symulatory, horrory, przygodowe itd. Na wszystkich platformach zaczynając od gier mobilnych, przez PC, konsolowe, kończąc na wirtualnej rzeczywistości i AR, ale także całkowicie personalizowanych urządzeniach.
Co jest najważniejsze w testowaniu gier?
Pierwszą zasadą testowania jest to, że nigdy nie jesteś w stanie przetestować wszystkiego. Szczególnie, jeżeli mówimy o grze z otwartym światem. To nie jest film, w którym idziesz klatka po klatce, tu musisz zajrzeć pod każdy kamień, sprawdzić każdą dziurę i każdy najgłupszy pomysł, który przyjdzie ci do głowy. Najważniejsze jest dobre rozplanowanie i systematyczność. Dzięki dobrym planom testowym staramy się sprawdzić, jak największy obszar gry i wciąż pozostawiamy możliwość rozwoju o nowe funkcjonalności.
Bycie testerem nie polega jedynie na graniu w gry cały dzień, ale przygotowaniu całego procesu zapewniania jakości, rozważeniu wielu przypadków, kompatybilności na różnych urządzeniach i wiele innych poza samą grą.
Czy testerzy gier popełniają błędy?
Oczywiście, że tak. Testerzy są tylko ludźmi, ale trzeba pamiętać, że nie we wszystkich obszarach maszyna może zastąpić testera. Oprócz szukania błędów, tester sprawdza jak po prostu gra się w grę. Czy ona nie jest zbyt męcząca, czy można by ją lepiej zbalansować, czy grafiki są odpowiednie – czego maszyna nam nie opisze.
Na co zwracacie uwagę podczas przygotowania oferty?
Umawiamy się na pierwsze spotkanie, mówimy jakimi zdolnościami dysponujemy, jakie projekty mamy za sobą. Klient opowiada nam o swojej grze.
Czasami się zdarza, że nie dogadujemy się. Na przykład, kiedy klient chce poświęcić trzy godziny na przetestowanie wielkiej gry, mówimy, że nie ma sensu za to się zabierać.
Jeśli dochodzimy do wniosku, że możemy podjąć współpracę, podpisujemy NDA (non-disclosure agreement) i klient wysyła nam grę. Włączamy tę grę, patrzymy jak ona wygląda, po czym przygotowujemy estymację godzinową (ile może potrwać przetestowanie tej gry i na ile możemy zautomatyzować, żeby było szybciej). Po akceptacji zabieramy się do pracy.
Ceny za testy manualne wahają się w kilkudziesięciu złotych za godzinę, a za automatyzację przeważnie ponad 100 zł, ponieważ wymaga większej wiedzy programistycznej, ale jest to również inwestycja na przyszłość.
Czy masz na myśli jakieś firmy, z którymi chciałabyś współpracować i dlaczego?
Marzeniem każdego testera jest znalezienie się w napisach końcowych gry znanej na całym świecie, jednak przyjdzie na to jeszcze pora.
Ciekawie też podziałać dla firmy z innego regionu. Branża gamedev jest zupełnie inna np. u nas w Europie a na rynku azjatyckim. Miałam rozmowę z klientem z Japonii, który poszukiwał firm do współpracy na terenie Europy. Pani była bardzo zafascynowana jak prężnie działa gamedev na polskim rynku, ile mamy super produkcji i studiów gier. Po czym zapytała „Okej, a jak duże są wasze firmy?”. Na co ja zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że głównie Indie studia w Polsce mają około 50 osób, takie giganty jak CD Projekt czy Techland można liczyć bardziej w setkach, ale to mniej powszechne. Na co Pani była w wielkim szoku, ponieważ w Japonii standardem jest, że firma gamedevowa ma około 800 osób, a sam dział testerów ma średnio 100 osób.
Opowiedz więcej o swoim udziału w największej konferencji na świecie dla twórców gier Game developers conference w San Francisco.
Dla każdego, kto pracuje w branży gier, ta konferencja jest marzeniem.
Sama wejściówka na wydarzenie to 10 tys. zł. plus przylot, zakwaterowanie i t.d. Czyli około 20 tys. zł trzeba wydać.
Od koleżanki, która chwaliła się udziałem w tej konferencji, dowiedziałam się o fundacji GIC, która razem ze sponsorami pomaga w dostaniu się na takie wydarzenia ludziom z Polski, związanym z branżą gier. Aplikowałam się do tego programu. No i dostałam się.
San Francisco jest takim miastem, które przeżywa własny kryzys, związany z narkotykami, dlatego mieliśmy opiekunów, którzy nam mówili, gdzie lepiej nie iść.
Na samej konferencji masa wystawców: X-box, Microsoft, Google Games, Amazon. Cały czas były wystąpienia od takich gigantów jak Blizzard, Minecrafta itd. Też można było podejść do stanowisk firm i porozmawiać. Dzięki temu uzyskałam kilka ważnych kontaktów.
Cała konferencja trwała 5 dni.
Brałaś udział też w Women in Games, Dziewczyny w grze by CD PROJEKT, Shesnnovation, Women in Tech... Które programy podobały Ci się najbardziej?
Braliśmy udział w programie Shesnnonovation, który wspiera startupy technologiczne zarządzane przez kobiety i udało się nam dojść nawet do finału. Shesnnovation dało mi wsparcie oraz mentora na początku rozwoju mojej firmy i wiele im zawdzięczam. Często po takich programach czuje się taki dług wdzięczności i chce się go zwrócić pomagając innym.
Cieszę się, że mogłam być ambasadorką „Dziewczyn w grze” lub „Women in games”, ponieważ od zawsze wiedziałam, że kobiety są równie świetne w grach jak mężczyźni i takie programy, mimo stereotypów, pomagają niezwykle zdolnym kobietom wejść do branży.
Ja aktywnie uczestniczę w mentoringu TechLeaders, czy warsztatach i szkoleniach dla Kraków Miastem Startupów, gdzie dzielę się moją wiedzą i doświadczeniem z kolejnymi osobami chcącymi zacząć swoją przygodę w świecie technologii. Zostałam również nagrodzona w konkursie Polka XXI wieku Ministerstwa cyfryzacji w kategorii przedsiębiorczość za całokształt moich działań. Jest to niezwykłe wyróżnienie i utwierdza mnie, że kierunek, w którym zmierzam, jest dobry.